wtorek, 19 marca 2013

MARTWE ZŁO / EVIL DEAD (1981)



reżyseria - Sam Raimi
scenariusz - Sam Raimi
obsada - Bruce Campbell, Ellen Sandweiss, Richard DeManincor, Batsy Baker, Theresa Tilly
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 15 października 1981
źródło - blu-ray (Sony Pictures Home Ent. UK)

   Ash ze swoją dziewczyną, siostrą i znajomymi wybiera się na weekend do chatki w lesie. Wieczorem, podczas oględzin piwnicy, Ash i Scott znajdują tajemniczą księgę i magnetofon z taśmami. Grupa przyjaciół postanawia odtworzyć jedno z nagrań. Nie wiedzą, że zawarte na nim sumeryjskie zaklęcia obudzą do życia pradawne zło, które zechce opanować ich dusze i ciała.


   Jeśli wymienić kultowe horrory, które na zawsze zapisały się w historii gatunku i doczekały się wiernej, stale powiększającej się rzeszy fanów, to znalazłby się wśród nich na pewno debiutancki film Sama Raimi. MARTWE ZŁO umieszczane jest w niemal każdym zestawieniu najlepszych horrorów wszech czasów często zajmując najwyższą lokatę. W czym tkwi sukces tej niezależnej produkcji?


   Już od pierwszego ujęcia jesteśmy wciągani przez macki grozy. Jazda kamery przez osnuty mgłą las z charakterystycznym mruczeniem sugerującym, że to Zło zbliża się do auta, którym podróżuje Ash ze swymi znajomymi, skutecznie buduje klimat niepewności i zagrożenia. Niemal każda kolejna scena podszyta jest niemal namacalną grozą. Przejażdżka przez zrujnowany most, huśtający się drewniany pień uderzający rytmicznie w ścianę chatki, który nagle staje w miejscu po znalezieniu przez Scotta kluczy, czy w końcu opętanie ręki Cheryl przez złą siłę każącą jej naszkicować coś przypominającego księgę - wszystko to ma miejsce w niemal dziesięciu minutach projekcji, a przecież to dopiero początek filmu!


   Właściwa akcja zaczyna się w momencie odsłuchu znalezionych nagrań. Zło budzi się do życia i atakuje pierwszą osobę. Jest nią Cheryl, która po usłyszeniu dziwnych odgłosów wypuszcza się w sam środek lasu. Tam zostaje zaatakowana przez... drzewa, które ją gwałcą! Scena ta jest jedną z najbardziej charakterystycznych w filmie i to przez nią MARTWE ZŁO znalazło się na niesławnej liście Video Nasties. Liczne sceny gore okazały się przy leśnym gwałcie nieważne, choć zasługują na wyjątkową uwagę.


   To niesłychane, że przy tak niskim budżecie udało się je zrealizować bardzo dobrze, a i charakteryzatorom należą się pokłony za pracę przy wyglądzie demonów. Efekty stoją na naprawdę dobrym poziomie i nie przysłaniają tego nawet kiczowate finałowe sceny będące hybrydą tych tradycyjnych jak i tych zrobionych metodą poklatkową. Krew się leje, a przez całą projekcję nie opuszcza nas klimat grozy, choć znalazło się tu i kilka elementów czarnego humoru. Najjaskrawszym przykładem jest tu opętana Linda, która w swej demonicznej postaci chichocze jak mała dziewczynka albo śpiewa dziecięcą kołysankę. Niby jest to zabawne, ale my wiemy że opętana w końcu chwyci za jakiś ostry przedmiot chcąc doprowadzić do zguby resztkę ocalałych.


   Podoba mi się to, że przemienieni w demona nie tracą pamięci swych ofiar, a nawet potrafią to wykorzystać w perfidny sposób. Jest taki moment gdy Linda i Cheryl odzyskują na chwilę swą zwykłą postać (czy głos), by pograć sobie na ludzkich emocjach. Nawet romantyczna zabawa, podczas której Ash daje swej dziewczynie naszyjnik, zostaje później przez nią kontynuowana już w demonicznej postaci. Tylko, że nie ma w tym już nic romantycznego, a wisiorek jest jedyną rzeczą, która nie pozwala Ashowi utracić resztek człowieczeństwa.


   I to właśnie Ash został uczyniony tu głównym bohaterem, co z początku nie wydaje się takie oczywiste, bo akcja skupia się  w dużej mierze na postaci Cheryl mającej szanse na zostanie tzw. final girl. Jednakże karty szybko się odwracają (swoją drogą świetna scena, w której Cheryl odgaduje wszystkie karty wyciągane z talii przez Shelly i pokazuje swe demoniczne oblicze) i to Ash wyrasta na pierwszoplanową postać, która stała się znakiem rozpoznawczym serii, a z grającego go Bruce'a Campbella uczyniła aktorską ikonę kina grozy.


   Nie ma też chyba fana kina, który by nie słyszał o reżyserze filmu. Sam Raimi to w tej chwili jedna z najbardziej szanowanych osób w Hollywood i w sumie nie ma się co temu dziwić. Już w swym pierwszym dziele pokazał swój realizatorski kunszt i nieskrępowaną niczym wyobraźnię, które wyzierają z każdego kadru tego ponadczasowego filmu. I jeżeli jesteście prawdziwymi fanami kina grozy i jeszcze nie widzieliście MARTWEGO ZŁA, to powinniście się teraz czerwienić ze wstydu. Jest to absolutny klasyk, którego znajomość jest konieczna, by w pełni zrozumieć fenomen kina grozy lat 80-tych i jego charakterystycznej estetyki. Mam jednak tę świadomość, że współczesnemu widzowi film może nie przypaść do gustu, co jest dość smutne, ale dobrze jeżeli chociaż po te dzieło sięgnie. Są bowiem tacy, którzy na filmy z datą produkcji bez dwójki z przodu spluwają przez lewe ramię. Wy chyba do nich nie należycie?!
10/10

  
   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz