poniedziałek, 22 kwietnia 2013

MARTWE ZŁO / EVIL DEAD (2013)



reżyseria - Fede Alvarez
scenariusz - Fede Alvarez, Rodo Sayagues
obsada - Jane Levy, Shiloh Fernandez, Lou Taylor Pucci, Jessica Lucas, Elizabeth Blackmore
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 8 marca 2013
polska premiera - 5 kwietnia 2013 (kino)
źródło - kino (UIP), fotki - sieć

   Piątka przyjaciół przyjeżdża do zapuszczonego domku w środku lasu. Znajdują tam tajemniczą księgę, po odczytaniu której budzą się złe moce. Gdy opanowują one jedną z dziewczyn, pozostała czwórka musi walczyć o swe życie.


   Remake MARTWEGO ZŁA już od dawna budził we mnie obawy, co do swej jakości. Wszak od czasu nowych wersji TEKSAŃSKIEJ MASAKRY PIŁY MECHANICZNEJ i ŚWITU ŻYWYCH TRUPÓW tylko WZGÓRZA MAJĄ OCZY i PIRANIA 3D Alexandre Aji spełniły niemal w stu procentach moje oczekiwania. Gdy pojawiły się informacje, że producenci z trudem uzyskali dla filmu kategorię R, moja nadzieja na ekstremalny gore jakim chwalili się twórcy remake'u została niemal spełniona. Teraz wystarczyło tylko z niecierpliwością czekać na kinowy seans, by sprawdzić czy ich przechwałki nie były tylko zwykłym chwytem marketingowym. Obawiałem się też tego jak nowa wersja będzie się miała do oryginału, czy będzie się wiernie trzymała opowieści sfilmowanej przez Sama Raimiego, czy też z ponad trzydziestoletniego klasyka ostaną się tylko celuloidowe strzępki. 


   Ogólny zarys fabuły się nie zmienił, ale już na wstępie zmieniono cel w jakim piątka młodych ludzi przybywa do odciętej od zewnętrznego świata leśnej chatki. Robią to by pomóc uzależnionej od narkotyków Mii zerwać ze zgubnym nałogiem. Niestety obudzone nieopatrznie przez Erica złe moce opanowują duszę dziewczyny, której dziwne zachowanie przyjaciele tłumaczą głodem narkotykowym. Do czasu gdy każde z nich będzie świadkiem zdarzeń, których nie sposób racjonalnie wytłumaczyć i które w końcu zostaną przypisane przeklętej księdze będącej też kopalnią wiedzy na temat przyzwanego demona. Okazuje się, że potrzebne są mu dusze piątki śmiertelników, by ten mógł zstąpić z czeluści piekielnych i zafundować światu krwawą apokalipsę.


   Zanim jednak dochodzi do krwawych wydarzeń poznajemy piątkę naszych bohaterów. Oczywiście nie obyło się tu bez porównań z oryginałem i kultową postacią Asha, którą miał zastąpić David, brat Mii. Niestety jest to jeden z niewielu słabych punktów obrazu, gdyż chłopakowi zwyczajnie brak jaj i jest zbyt mało wyrazisty by dorównać legendzie. Jego pasywna postawa w kluczowych dla fabuły momentach nierzadko irytuje, ale z drugiej strony można to tłumaczyć jego miłością do siostry. Ta jest nieskończona, nawet gdy dziewczyna wypluwa z siebie litry krwi, strzela do brata z dwururki i poważnie rani jego dziewczynę. Najbardziej energiczną postacią jest tu Olivia, ale ma ona pecha być pierwszą ofiarą złośliwego demona. Natalie, dziewczyna Davida, spełnia tu raczej  ozdobną rolę i przez długi czas jej postać nie jest eksponowana przez twórców filmu, aż do czasu gdy stanie ona samotnie oko w oko z opętaną Mią. Natomiast Ericowi przypadła niewdzięczna rola chłopca do bicia, a widz patrzy i nie wierzy ile ciosów może znieść ludzkie ciało. I na koniec centralna postać filmu, zmagająca się z uzależnieniem Mia, która od samego początku intryguje w swej zwyczajnej postaci, a co dopiero gdy wstępuje w nią leśny demon.


   O ile oryginał nie był zrealizowany w zbyt poważnym tonie, często ocierając się o absurd i groteskę wynikającą z niskiego budżetu jakim dysponowali jego twórcy, tak obraz Fede Alvareza to czystej krwi slasher, z mnóstwem scen gore zrealizowanych na najwyższym poziomie i co się chwali - bez użycia efektów komputerowych. Muszę od razu podkreślić, że nie jest to horror dla widzów o słabych żołądkach. Nowe MARTWE ZŁO to teatr obrzydliwości, których co wrażliwszy widz może po prostu nie znieść. Reżyser celebruje każdy uszczerbek na zdrowiu piątki młodych ludzi i nie jestem w stanie wyobrazić sobie fana gore, który będzie rozczarowany tym, co zobaczy na ekranie. Wygląd demonów daleki jest od tego jaki mieliśmy okazję podziwiać w filmie Raimiego i oprócz żółtawych soczewek nosi wszelkie znamiona realizmu, co także podkreśla poważny charakter remake'u, a jedyne co może spowodować pojawienie się uśmiechu na twarzy widza, to rzucane przez opętanych bluzgi.


   Strona wizualna filmu stoi na najwyższym poziomie. Mroczne, klimatyczne zdjęcia urzekają swą precyzją, a osnuty mgłą las, czy skąpana rzęsistym deszczem chatka skutecznie wprowadzają widza w stan niepokoju. Nową wersję złośliwego nieboszczyka nie trapi też problem wielu współczesnych tego typu produkcji męczących oczy nerwowym montażem i ten przyśpiesza tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja. Znajdzie się tu też kilka jump scenek, ale nie wydają się one wrzucane do filmu na siłę stanowiąc integralną część umiejętnie budowanego napięcia i wszechobecnej grozy.


   Nie sposób przyczepić się do gry aktorskiej. Negatywne opinie o Shiloh Fernandezie wynikają raczej z rozczarowania odgrywaną przez niego postacią Davida, co jest winą źle napisanej roli niźli braku umiejętności aktorskich. Najtrudniejsze zadanie przypadło grającej Mię Jane Levy, która przekonywująco miała zagrać dziewczynę zmagającą się z głodem narkotykowym, jak też owładniętą przez złe moce, co udało jej się w stu procentach. Pozostałej trójce nie mam nic do zarzucenia. Lou Taylor Pucci, Jessica Lucas i Elizabeth Blackmore idealnie weszli w konwencję filmu tworząc dobre dopełnienie aktorskiego kwintetu.


   Problem z remake'ami kultowych pozycji jest taki, że najbardziej krytykującymi są najczęściej wyznawcy oryginalnych obrazów wytykający twórcom nowych wersji jedynie chęć zysku ugranego na sentymencie do filmów minionej epoki. Nie jestem w stanie się z tym zgodzić, bo choć widać że MARTWE ZŁO Alvareza było robione z myślą o kasowym sukcesie, to jednak czuć w nim pasję do gatunku, a szacunek do filmu Raimiego ma swe odzwierciedlenie w wielu scenach, w których puszczane jest oczko do dobrze znającego oryginał widza. Leśny gwałt, odcięta dłoń, piła mechaniczna, talia kart, nieprzejezdna droga powrotna - wszystko to znajdziecie i w nowej wersji MARTWEGO ZŁA, choć w bardziej realistycznym wydaniu. Reżyser postanowił jednak dodać też coś od siebie i właśnie wtedy gdy już w głowie widza włącza się happy end alert poprzedzony sekwencją uderzającą w dramatyczny ton, ten serwuje mu iście dantejskie sceny z hektolitrami krwi sączącej się z nieba i spod ostrza wspomnianej piły mechanicznej. MARTWE ZŁO A.D. 2013 jest jak dla mnie jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat i choć konkurencję ma ogromną w postaci bardzo udanych ostatnio przedstawicieli nurtu ghost stories, to w kategorii mainstreamowego kina gore nie ma z kim się praktycznie mierzyć.
9,5/10


6 komentarzy:

  1. Jestem bardzo ciekawy tego filmu. Jeśliby wziąć pod uwagę ogół horrorowej klasyki, to chyba nic nie stanowiło by takiej świętości jak "Martwe zło". A że klasyki nie da się odświeżyć tak, by wszystkim się podobało, to pozostaje już tylko czekać na falę krytyki "znawców". Już widzę te pseudofachowe opinie na filmwebie. Osobiście jestem pełen nadziei. Nastawiam się na sukces tego filmu i nie sądzę, bym po obejrzeniu był zawiedziony.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tych pseudofachowych opinii na filmwebie jest już całkiem sporo, ale na szczęście są i tacy, którzy rozumieją w jakim kierunku podąża gatunek i "bawili się" na filmie świetnie. Nie przeszkodzi im w tym i bezpłciowy główny bohater, czy niespotykana wytrzymałość Erica. Zarzucając filmowi Alvareza porzucenie groteski i przerysowania szukają mimo wszystko logiki i realizmu tam, gdzie to nie jest w ogóle potrzebne. Wydaje mi się,że większość z tych krytykantów utknęła w tych, bądź co bądź wspaniałych latach 80-tych i każda próba ruszenia ich klasyków jest dla nich świętokradztwem. Mają więc problem, bo te czasy już nie wrócą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam i też nie "wieżę"...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mistrzowski jest ten plakat. Na sam jego widok mam ciarki na plecach!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy jest ukazana scena z kartami, bo nie przypominam sobie jakoś? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha, ktoś się bawił talią kart. Już nie pamiętam, która postać, ale robiła to w pojedynkę i nie miało to żadnego znaczenia dla fabuły.

    OdpowiedzUsuń