wtorek, 15 października 2013

CARRIE (1976)



reżyseria - Brian De Palma
scenariusz - Lawrence D. Cohen
obsada - Sissy Spacek, Piper Laurie, Amy Irving, William Katt, Nancy Allen, John Travolta, Betty Buckley, P.J. Soles, Priscilla Pointer, Sydney Lassick, Stefan Gierasch, Michael Talbott
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 3 listopada 1976
polska premiera - 31 grudnia 1977
źródło - blu-ray (Fox, UK)

   Siedemnastoletnia Carrie White nie ma łatwego życia. W szkole jest stałym obiektem drwin nie rozumiejących jej rówieśników, a w domu musi znosić dziwactwa swej fanatycznie religijnej matki. Pewnego dnia po lekcji W-F-u dziewczyna przeżywa swą pierwszą menstruację. Nieuświadomiona przez matkę myśli, że umiera i wpada w histerię. Jej koleżanki tylko na to czekały. Zaczynają się z niej naśmiewać i obrzucać tamponami. Wtedy to pierwszy raz ujawniają się nadnaturalne moce Carrie. "Zabawę" przerywa nauczycielka wychowania fizycznego, która nie kryje swej złości z powodu nagannego zachowania swych uczennic. Jedna z nich, Sue czuje się bardzo winna, że brała udział w tym incydencie i aby uspokoić sumienie prosi swego chłopaka o to, by ten zaprosił Carrie na bal maturalny. Dziewczyna zaskoczona jest propozycją i z początku niechętna, w końcu przyjmuje zaproszenie mimo sprzeciwu swej matki. Tymczasem ten wyjątkowy wieczór okazuje się być jedną z najpiękniejszych chwil w życiu Carrie. Wszystko się zmienia, gdy staje się ofiarą żartu jednej ze swych koleżanek i jej chłopaka. Nie mogąc znieść upokorzenia dziewczyna uwalnia swe moce i przy ich pomocy dokonuje krwawej zemsty.



   Pierwsza ekranizacja debiutanckiej powieści Stephena Kinga jest jednym z najważniejszych dzieł w historii horroru. Jest to film, który w ogóle się nie zestarzał, a dzięki mistrzowskiej robocie Briana De Palmy  dostarcza takiego napięcia, jakiego mogą mu pozazdrościć współcześni twórcy kina grozy. Był to jeden z  pierwszych filmów reżysera, ale już w nim można rozpoznać styl charakterystyczny dla jego późniejszej twórczości. Powolne, acz skuteczne budowanie napięcia, zabawy formą, dzielenie ekranu na kilka części, czy w końcu zwolnione ujęcia w kulminacyjnym momencie fabuły - wszystko to znajdziemy w CARRIE, którą każdy miłośnik grozy i twórczości Stephena Kinga powinien znać.


   Film przedstawia nam przede wszystkim dramat młodej, niezbyt urodziwej dziewczyny nie potrafiącej się odnaleźć wśród swych rówieśników. Winę za to ponosi jej matka, która trzyma córkę krótko próbując zarazić ją swym fanatyzmem. Kiedy Carrie zdaje sobie sprawę z posiadania niezwykłego daru, jakim jest umiejętność poruszania przedmiotami, nie uważa tego za coś złego. Oczywiście oprócz matki, która zaczyna wierzyć, że jej córkę opętał szatan. Konflikt pogłębia propozycja pójścia na bal złożona przez szkolnego przystojniaka. Pani White boi się o swą córkę sądząc, że wszyscy znów będą się z niej śmiali. Dla Carrie jest to jednak szansa na zyskanie akceptacji wśród rówieśników. Ma dość życia w zamknięciu i bycia szarą myszką. Mimo, że ponad godzinę oglądamy dramaty z życia Carrie, nie można tego uznać za wadę obrazu mającego być w istocie horrorem. Cały czas czujemy podskórnie, że te chwile szczęścia których doznaje bohaterka zostaną "uhonorowane" kolejnym okrutnym żartem. Zresztą wkrótce nie ma co do tego żadnych wątpliwości, a wiadro świńskiej krwi wylane na dziewczynę zapoczątkuje jedną z najbardziej wstrząsających scen grozy w historii horroru.


    Przedtem jednak obserwujemy szczęśliwą Carrie kroczącą ze swym partnerem w kierunku podestu, by odebrać laury z tytułu bycia najlepszą parą balu maturalnego. Scena ta zrealizowana jest w zwolnionym tempie, a jest przerywana z ujęciami z Sue, która zza kulis przypatruje się pełna podziwu swej rozpromienionej koleżance, a jednocześnie odkrywa "niespodziankę" jaką przygotowali dla Carrie jej koledzy. Następuje tu taki poziom suspensu, który trudno opisać. Wszystko - zdjęcia, muzyka, montaż są tu perfekcyjnie wyważone i trudno nie odczuwać napięcia narastającego z każdym kolejnym ujęciem. Gdy już jest po wszystkim, a biedna Carrie stoi jak siedem nieszczęść umazana w krwi, nie sposób jej nie współczuć. Jednocześnie je twarz układająca się w dziwny grymas i upiorne spojrzenie robi z niej coś na kształt potwora. Potwierdzeniem tego jest pokaz mocy dziewczyny, która będąc w amoku nie zdaje sobie sprawy z tego co robi i dokonuje istnej masakry zgromadzonych w sali gimnastycznej balowiczów. Jej bezwzględność wystawia widza na ciężką próbę, gdyż ten już nie wie czy ma współczuć Carrie, czy często niewinnym ofiarom jej destrukcyjnych mocy..


   Nie ulega wątpliwości, że potrzeba było bardzo dobrej aktorki do roli Carrie, by ta postać mogła wzbudzać sympatię u widza miast irytacji, co często spotyka bohaterki będące ofiarami losu (np. Shelley Duvall w Lśnieniu). Sissy Spacek zagrała tytułową rolę koncertowo prezentując szeroki wachlarz umiejętności aktorskich i powodując, że u widza obserwującego dramat nastolatki wytwarza się silne uczucie empatii. I to już niemal na samym początku filmu, kiedy to widzimy jak Carrie staje się kobietą. Aktorka mistrzowsko zagrała tu przerażenie, ale to co zdołała osiągnąć dzięki swej mimice w scenie masakry to nawet trudno opisać słowami. Wielkie brawa należą się Piper Laurie grającej panią White, która bardzo dobrze przedstawiła niezdrowy fanatyzm jakim owładnięta jest jej bohaterka, jak i erotyczną przyjemność jaką przynosi jej uczucie bólu. Widać to zwłaszcza w końcowej scenie filmu, gdy każdy nóż wbity w ciało kobiety wprawia ją w niebywałą ekstazę. Nie sposób też nie wsponieć o młodych aktorach, dla których udział w CARRIE był jednym z pierwszych filmowych doświadczeń. Mamy tu młodziutkiego Johna Travoltę w roli totalnego głupka, Nancy Allen grającą szkolną zdzirę, zadziorną P.J. Soles i w końcu Amy Irving z Williamem Kattem, którzy stworzyli na tyle sympatyczne postaci, byśmy życzyli im wyjścia cało z krwawej masakry zgotowanej przez Carrie.


   I taki jest ten film, że przez cały czas angażuje widza i wywołuje w nim masę różnych emocji. Naprawdę trudno mi znaleźć jakąś istotną wadę tej produkcji i do głowy przychodzi mi tylko to, że sekwencja z  Carrie rozpętującej piekło mogłaby być trochę dłuższa. Piszę to tylko z punktu widzenia miłośnika horroru, który chciałby więcej, ale tak naprawdę jest to zwykłe czepianie się. Nie można przecież zapomnieć o jednym z najstraszniejszych momentów w dziejach horroru jakim jest epilog z Sue składającą kwiaty na grobie. Patent ten, by straszyć widza właśnie wtedy gdy jego czujność jest już uśpiona, został umiejętnie podchwycony przez twórców Piątku trzynastego. Potem się potoczyło i praktycznie już niemal w każdym horrorze coś nam musi zrobić wielkie "Buu!" przed napisami końcowymi. Jest to jeden z wielu przykładów na to jak ważne miejsce zajmuje ekranizacja Carrie w dziejach horroru i jeśli jakimś cudem nie zdążyliście się z nią zapoznać, to czym prędzej nadróbcie tę zaległość!
9,5/10


2 komentarze:

  1. Świetny film! Szkoda, że kontynuację i remake skopali. Ciekawy jaki ten nowy remake będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem bardzo ciekawy i nie mogę się doczekać na seans w kinie :)

      Usuń