sobota, 4 stycznia 2014

TYGRYS SZABLOZĘBNY / SABRETOOTH (2002)



reżyseria - James D.R. Hickox
scenariusz - Tom Woosley
obsada - David Keith, Vanessa Angel, John Rhys-Davies, Jenna Gering, Josh Holloway, Lahmard J. Tate, Nicole Tubiola, Phillip Glasser, Steffanie Busey, Allie Moss, Todd Jensen, Kelly Nelson
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 16 listopada 2002
polska premiera - 27 grudnia 2013 (tv)
źródło - tv (Tv 4)

    Catherine Viciy udaje się wskrzesić prehistorycznego drapieżnika, tygrysa szablozębnego. Podczas transportu zwierzęcia, które ma być pokazane potencjalnym inwestorom, nieuważny kierowca zasypia za kółkiem tracąc panowanie nad pojazdem, który wypada z drogi. Uszkodzeniu ulega naczepa z tygrysem, dzięki czemu ten wydostaje się na wolność i po zabiciu kierowcy ucieka w góry. Dowiaduje się o tym Catherine i Anthony Bricklin, który sfinansował badania. Postanawiają wezwać na pomoc doświadczonego myśliwego, Boba Thatchera. Zatajają oni przed nim prawdę i wmawiają mu, że celem poszukiwań jest afrykański lew. Tymczasem w niebezpieczeństwie znajduje się grupa kandydatów na górskich przewodników, której przewodzi Casey Ballenger. By ocalić swych podopiecznych, kobieta będzie musiała wykazać się umiejętnością wykorzystania swych umiejętności, których nabyła w czasie czteroletniej praktyki. Czy pomogą one w walce z drapieżnikiem, który dzięki eksperymentom doktor Viciy stał się ponownie jednym z najbardziej niebezpiecznych zwierząt stąpających po Ziemi?



    Po tym jak przeszło dwa lata temu obejrzałem Atak szablozębnego obawiałem się, że trzy lata starszy film Jamesa D.R. Hickoxa będzie prezentować sobą podobny, beznadziejny poziom. Tym bardziej, że za scenariusze do obu filmów odpowiadał ten sam człowiek, Tom Woosley. Ewentualne pocieszenie miała gwarantować ciekawa obsada, ale okazało się, że TYGRYS SZABLOZĘBNY nie jest wcale taki zły jak się tego spodziewałem. Powiem wręcz, że jak na telewizyjne standardy prezentuje się całkiem przyzwoicie oferując miłośnikom filmów nurtu animal attack półtorej godziny niezobowiązującej rozrywki. To każe mi podejrzewać, że scenariusz Ataku szablozębnego trafił po prostu w złe ręce, które nie potrafiły napisanego przez Woosley'a tekstu, przenieść we właściwy sposób na celuloidową taśmę. Reżyser TYGRYSA SZABLOZĘBNEGO pomimo tego, że nie ma jakiegoś oszałamiającego dorobku (Dzieci kukurydzy 3, Krocodylus), okazał się być na szczęście człowiekiem na właściwym stanowisku. 


   Fabuła filmu nie odbiega zbytnio od tego, co możemy oglądać w tego typu produkcjach. Mamy więc grupę walczących o życie przypadkowych osób i ekipę poszukiwawczą, której celem jest schwytanie zwierzęcia żywcem. Drogi wszystkich bohaterów (tych którzy przeżyli) skrzyżują się gdzieś w górskiej dziczy i będą oni zmuszeni połączyć swe siły, by nie paść ofiarą czającego się w zaroślach tygrysa. Wśród nich jest wyszczekany Afroamerykanin, ostra Latynoska, komputerowy nerd, marzący o karierze politycznej bogacz czy w końcu pani naukowiec, która jak lwica będzie bronić swego kotka, nawet kosztem ludzkiego życia. Jest to najciekawsza postać w filmie i zadziwiająca jest relacja jaka łączy ją z Thatcherem. Oboje byli kiedyś ze sobą związani, co wcale jej nie przeszkadza kilkukrotnie narazić jego życia, byle tylko ten nie zabił jej zwierzaka. On tymczasem, wiedząc jak jej zależy na pojmaniu tygrysa żywcem, obdarza ją raz po raz pełnym zaufaniem, pomimo tego że na każdym kroku jest rozczarowywany postawą byłej partnerki. Jest w tym jakaś logika?


   Ok, stara miłość nie rdzewieje, ale co powiecie na najbardziej idiotyczną postać w filmie, którą jest... tak, tak - Afroamerykanin. Naprawdę nie mam pojęcia w jaki sposób człowiek ten miałby oprowadzać po górach grupę niewidomych turystów, do czego przygotować ma go wyprawa prowadzona przez Casey. Na ten przykład Leon, bo tak ma na imię ten idiota, wskakuje sobie na skraj skały i skacze jak głupi, aż w końcu traci równowagę (a to niespodzianka!) i od upadku w przepaść ratuje go tylko szybki refleks jego kolegi. Innym razem, podczas spotkania oko w oko z tygrysem, wyjmuje zza pazuchy dwa noże i zaczyna nimi wymachiwać przed pyskiem prawdopodobnie zaskoczonego tym faktem zwierzęcia. Wiadomo, że jego brawurowa postawa musi zakończyć się źle i tak też się staje. W momencie gdy Leon umiera oddychamy z ulgą i jednocześnie możemy się przyjrzeć ograniczonym zdolnościom aktorskim grającego go Lahmarda J. Tate. Powiadam Wam, jest to jedna z najgorzej zagranych scen śmierci jakie miałem okazję obejrzeć w swym życiu.


   Na szczęście reszta ekipy aktorskiej wypada znacznie lepiej. Nic jednak dziwnego, bo wśród nich jest legendarny John Rhys-Davies, piękna Vanessa Angel, niedoceniany David Keith, czy w końcu gwiazda serialu Zagubieni - Josh Hollloway. Uwagę zwraca też uroda Jenny Gering, której przypadła rola Casey. 
   Słówko jeszcze o głównym bohaterze filmu, czyli tygrysie szablozębnym. Stworzono go zarówno przy pomocy CGI jak i poczciwej animatroniki. Komputerowy wizerunek zwierzęcia jest niestety dość słaby, co widać zwłaszcza w zestawieniu z całkiem ładnie zrobionym przez techników sztucznym łbem. Problemem jest też to, że prace obu zespołów od efektów specjalnych nijak do siebie pasują. Maść tygrysa zrobionego w CGI jest szarawa, podczas gdy sierść animatronicznego modelu ma barwę jasnego brązu. Rzuca się to w oczy zwłaszcza w scenach akcji, gdy raz pokazywany jest model CGI, a w następnym ujęciu animatroniczny. Zanadto mi to jednak nie przeszkadzało, gdyż dotąd w pamięci mam fatalnie zrobione efekty w Ataku szablozębnego, a te w TYGRYSIE są przecież o niebo lepsze. Fanów obrzydliwości powinna zadowolić za to spora liczba scen, w których widzimy porozrywane szczątki ofiar i momenty, w których pechowcy rozszarpywani są przez zwierzaka. Dostaje się zwłaszcza Bricklinowi, którego oczodoły zostają przebite przez kły tygrysa. Całkiem ostro jak na telewizyjną produkcję...


   Z powyższej recenzji może wynikać, że film Hickoxa może wcale nie być tak dobry jak to napisałem w drugim akapicie. I tu dochodzimy do dość oczywistego wniosku. Wierni fani filmów spod znaku "zwierzęta atakują" bez trudu dostrzegą to, że TYGRYS SZABLOZĘBNY wybija się poziomem swym wykonania od większości horrorów robionych dla telewizji. Mamy tu co prawda szablonową fabułę, pozbawione logiki zachowanie bohaterów (zwróćcie uwagę na pierwszą ofiarę), czy nie-za-specjalne efekty, ale pomimo tego ogląda się ten film zaskakująco dobrze, a nawet w niektórych momentach potrafi on potrzymać widza  troszkę w napięciu. Dołożyć do tego fajną obsadę i ładne, górskie widoczki i otrzymujemy całkiem strawną propozycję dla tych, co już z niejednego pieca animal attack jedli.
5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz