czwartek, 23 lipca 2015

REKINADO / SHARKNADO (2013)



reżyseria - Anthony C. Ferrante
scenariusz - Thunder Levin
obsada - Ian Ziering, Tara Reid, John Heard, Cassie Scerbo, Jaason Simmons, Chuck Hittinger, Alex Arleo, Neil H. Berkow, Heather Jocelyn Blair, Sumiko Braun, Diane Chambers, Julie McCullough, Marcus Choi, Israel Sáez de Miguel
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 11 lipca 2013
polska premiera - 5 października 2013 (tv)
źródło - tv (Tv Puls)

   Potężny huragan powoduje zalanie zachodniego wybrzeża USA zarzuca mieszkańców Los Angeles wygłodniałymi rekinami, które zjadają wszystko, co spotkają na swej drodze. Olbrzymia fala zmiata z powierzchni ziemi m.in. nadmorski bar należący do byłej gwiazdy surfingu, Fina Sheparda.   W towarzystwie lojalnej kelnerki Novy i dwójki przyjaciół, Baza i George'a,  rusza on na ratunek swej byłej żonie April i nastoletniej córce Claudii, a następnie po syna, uczącego się w szkole lotniczej Matta. Wkrótce okazuje się, że to nie koniec problemów z rekinami, które uniesione przez zbliżające się do miasta trzy trąby powietrzne atakują spadając z nieba na niczego niespodziewające się ofiary. Fin, z przyjaciółmi i rodziną, postanawia zorganizować akcję mającą na celu powstrzymanie masakry dokonywanej przez latających drapieżników.



   Studio Asylum, które od czasu dystrybucji nikomu nieznanych niezależnych filmów diametralnie zmieniło swój profil, od lat cieszy się dość złą sławą w hollywoodzkim światku. Wszystko przez to, że firma ta od 2005 roku zaczęła żerować na popularności kinowych blockbusterów wypuszczając na rynek ich obskurne odpowiedniki pod niemal niezmienionym tytułem. Pierwsza była Wojna światów nawiązująca do filmu Spielberga, potem Król zaginionego świata konkurujący z King Kongiem Petera Jacksona i wiele innych produkcji, którym nadano miano mockbusterów (mock - szydzić, kpić), a które powstają po dziś dzień denerwując prezesów dużych wytwórni. Na szczęście Asylum nie ogranicza się tylko do "parodiowania" potencjalnych hitów, ale też próbuje z własnymi pomysłami. Nie obciążone przymusem bycia podobnymi do hitów z pierwszych miejsc box office'u, nierzadko wypadają one lepiej niż nastawione na zarobek od nieuświadomionych widzów mockbustery. Jednym z takich filmów i zarazem największym sukcesem studia jest Rekinado, którego premierę w stacji SyFy komentowały na Twitterze takie gwiazdy kina jak Olivia Wilde i Wil Wheaton. Szum wokół produkcji spowodował, że kolejne jego emisje oglądało coraz więcej widzów ustanawiając nowy rekord oglądalności (2,1 mln) dla oryginalnych produkcji pojawiających się na antenie SyFy. Skąd ta zaskakująca popularność filmu, który pozornie niczym się nie różni od innych dzieł niesławnego Asylum?


   Wszystko opiera się praktycznie na jednym, absurdalnym pomyśle. Czyż takim nie jest bowiem tornado niosące setki krwiożerczych rekinów? Mamy tu połączenie ulubionych gatunków stacji SyFy, kina katastroficznego i creature feature, wybuchową mieszankę, która okazała się dostarczać widzom całkiem nowych doznań. Wszystko to oczywiście nie wykracza poza poziom kina klasy Z, a powiedzenie "tak zły, że aż dobry" nabrało w tym przypadku całkiem nowego znaczenia. I zdaje się, że producenci mieli całkowitą świadomość tego jak bardzo niedorzeczny film kręcą i postanowili uczynić z tego zaletę. Biada więc widzowi, który potraktuje fabułę Rekinada zbyt poważnie, bo w takim wypadku nici z zabawy, którą przygotowali twórcy tej dziwacznej produkcji. Swoją drogą czego innego można się spodziewać po filmie, którego tytuł brzmi Sharknado? Następcy sławnych Szczęk? Udanego powrotu do wypracowanej w latach 70-tych konwencji kina katastroficznego? Kosztujących miliony zielonych przełomowych efektów specjalnych? Gry aktorskiej stojącej na najwyższym poziomie, z szansami na Oscara? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Po filmie wyprodukowanym przez Asylum można spodziewać się wszystkiego, ale na pewno niczego z tych rzeczy.


   Mimo, że Rekinado wrzuca do worka z kataklizmami coś nowego, to jego fabuła mknie mocno wyjeżdżoną przez telewizyjne produkcje ścieżką, w której oprócz tytułowej zawieruchy próżno szukać czegoś oryginalnego. Głównym bohaterem uczyniono Fina Sheparda, sympatycznego właściciela nadmorskiego baru, który zmuszony jest podjąć walkę z czasem, by ochronić przed rekinimi szczękami  członków swej rozbitej rodziny. Jak to jednak zazwyczaj bywa, w obliczu śmiertelnego zagrożenia, dawne animozje przestają mieć znaczenie, a rodzinne więzi mają szansę znów się zacieśnić. I to pomimo przeszkody jaką jest podkochująca się w Finie młodziutka Nova, która każdemu facetowi w jego wieku pomogłaby przejść przez kryzys wieku średniego. Kiedy ta orientuje się, że w sercu jej byłego szefa zbyt dużo miejsca zajmuje ciągle ponętna April, znajduje nowy obiekt westchnień, ale z podobnymi genami. I wszyscy powinni być zadowoleni o ile przeżyją do napisów końcowych. A tu nie można być niczego pewnym. Ogólnie przez lwią część filmu Fin zbiera kolejnych członków rodziny, pokonując z przyjaciółmi podtopione ulice Los Angeles i próbując uniknąć pożarcia przez rekiny. Niestety wszędzie roi się od żarłaczy i oprócz pojawiających się na chwilę postaci, giną też te ważniejsze, których los nie jest nam do końca obojętny.


   Rekinado zaskakuje na plus jeśli chodzi o tanią i bezpretensjonalną rozrywkę, ale nie ustrzegł się błędów trapiących produkcje Asylum od dawien dawna. Nie sposób się uśmiechnąć, gdy dom April zostaje zalany przez potężną falę, a chwilę potem widzimy na zewnątrz wilgotny podjazd, jak po słabym deszczyku. To samo tyczy się ulic, które raz są zalane, raz suche i morza, które w jednym ujęciu wytwarza złowrogie fale, by w następnym wyglądać jak pocztówka z wakacji. Słabo wypadają też efekty specjalne, które zarazem nigdy wcześniej nie wyglądały w produkcjach Asylum tak dobrze. Podobać się mogą zwłaszcza tornada z unoszonymi przez nie rekinami. Żarłacze w zbliżeniach nie dostarczają już jednak pozytywnych wrażeń wizualnych i zaledwie kilka ujęć, w tym finałowe z piłą mechaniczną, wyrasta ponad ogólną przeciętność. Szkoda też, że poskąpiono większej ilości efektów gore, bo choć tych jest kilka (najlepsze z kolesiem w czerwonej bluzce), to celem scen śmierci jest głównie zaskoczenie lub rozbawienie widza. Trudno cokolwiek dobrego napisać również o logice, która leży sto metrów pod ziemią prezentując takie kwiatki jak w finale, gdzie śmigłowiec bez żadnych konsekwencji podlatuje do trąb powietrznych na odległość odpowiednią do rzucenia w ich oko bomby. I najważniejsze - tytułowe rekinado pojawia się dopiero gdzieś w trzecim akcie filmu. Niecierpliwi mogą się nie doczekać.


   Rekinado, choć zyskało wielką (może zbyt wielką) sławę, nie jest wbrew pozorom filmem dla każdego. Odbiją się od niego na pewno widzowie, którzy nigdy wcześniej  nie słyszeli o studiu Asylum, a tym bardziej o stacji SyFy. Nie jest to też film dla tych, którzy liczą na dobre efekty specjalne, zdjęcia, montaż czy muzykę. Tu wszystko jest zrobione za grosze, w sam raz by trafić w gusta maniaków kina klasy Z i trzeba przyznać, że Rekinado będzie dla nich idealną propozycją. Wisienką na torcie są tu występy kilku znanych aktorów. Asylum i tym razem wyciągnęło z kapelusza nazwiska, o których kiedyś było głośno, a przynajmniej się o nich mówiło. Ian Ziering z serialu Beverly Hills 90210, Jaason Simmons ze Słonecznego patrolu, troszkę zapomniany John Heard i w końcu sama Tara Reid znacznie podnoszą przyjemność płynącą z seansu. Inna sprawa, że najprzyjemniej się patrzy na młodziutką Cassie Scerbo, której Nova i grany przez Simmonsa Baz są postaciami, które najbardziej przypadły mi do gustu. Pod względem aktorskim w produkcjach Asylum będzie zresztą coraz lepiej, gdyż od czasu Rekinada stać ich na coraz lepsze inwestycje, co mnie osobiście bardzo cieszy. Takie gówienka jak Węże w pociągu czy dwie pierwsze części Megarekina na pewno już w tym studiu nie powstaną, co może zasmuci fanów filmów tak złych... khm...po prostu złych, ale ja nie będę z tego powodu rozpaczał.

4,5/10   
  



1 komentarz:

  1. U mnie z horrorami klasy Z jest dziwnie... Niby mi się nie podobają, po seansie zazwyczaj tylko psioczę, jakiego to nudnego gówna właśnie nie obejrzałam, ale jak jest jakiś "ciekawy inaczej" tytuł, i tak się za niego biorę. Masochizm.

    OdpowiedzUsuń